WSPOMNIENIE: Płk Zbigniew Skoczylas
Zbigniew Skoczylas (1928-2015) - polski wojskowy, taternik, alpinista, ratownik górski, działacz społeczny i państwowy. Związany ze środowiskiem taternickim, od lat 1950. działał w Klubie Wysokogórskim i Polskim Związku Alpinizmu. Uczestnik polskich wypraw himalaistycznych. W czasie pobytu w Indiach pracował jako wolontariusz w obozie dla uchodźców tybetańskich. W latach 1980-1981 był doradcą NSZZ „Solidarność”. W latach 1990-1991 objął nowo utworzone stanowisko Pełnomocnika Ministra Spraw Wewnętrznych do Spraw Uchodźców. Pod jego kierownictwem stworzono podstawy systemu ochrony uchodźców w Polsce. W 2008 i 2009 r. Zbigniew Skoczylas był nominowany do nagrody im. Nansena, którą UNHCR przyznaje za działalność na rzecz ochrony uchodźców na świecie. W „Biuletynie Migracyjnym” ukazał się wtedy dodatek poświęcony Jego osobie. Zachęcamy do lektury. A poniżej publikujemy wspomnienie, którego autorem jest Pan Marek Szonert, współpracownik Płk. Zbigniewa Skoczylasa i współtwórca systemu uchodźczego w Polsce.
Uważał, że nasze miejsce jest wśród uchodźców, nie za biurkami. Za biurkiem pracownik Biura Pełnomocnika Ministra Spraw Wewnętrznych do Spraw Uchodźców mógł znaleźć się jedynie wówczas, gdy było to niezbędne: gdy trzeba było napisać i wysłać pisma, opracować jakieś harmonogramy, dokonać rozliczeń, przygotować analizę... Wyjątkiem byli pracownicy zajmujący się przyjmowaniem potencjalnych uchodźców. Miejscem codziennej pracy reszty zespołu były ośrodki.
Około 8:00 rano odbywała się odprawa: omawiano plany na dany dzień, rozdzielano transport, ustalano, czy w jakichś sprawach nie jest konieczna interwencja Pełnomocnika, czyli jego rozmowa telefoniczna z którymś z oficjeli lub złożenie osobistej wizyty. Odprawa nie mogła trwać dłużej niż 15-20 minut - trzeba było nauczyć się mówić krótko i „do rzeczy”.
Od razu po odprawie - wyjazd. W miarę możliwości - rozmowa z kierownikiem ośrodka (ustalenie, co działo się od naszej wczorajszej wizyty), a potem - uchodźcy. Rozmowy, rozmowy, rozmowy. „Co ze mną będzie dalej?”, „W ambasadzie szwedzkiej uzależnili dalsze postępowanie o wizę od okazania jakiegoś dokumentu - czy pomożecie mi go uzyskać?”, „Bardzo źle się czuję, potrzebuję pomocy lekarskiej”, „Hassan jest agresywny, obawiamy się go”, „Czy możecie załatwić mi jakąś pracę?”, „Czy moje dziecko musi iść do polskiej szkoły, przecież ono nie zna polskiego, a my chcemy i tak wyjechać do Anglii” itd., itd.
Następnie konieczne wyjazdy z uchodźcami. Do lekarzy, do różnych urzędów... Potem powrót do ośrodków, znów rozmowy, a późnym popołudniem lub wieczorem - powrót do ministerstwa. Można było być pewnym, że zastaniemy tam Pełnomocnika. On był tam chyba zawsze. I zawsze był gotowy do rozmowy z nami, do wspólnego zastanowienia się nad rozwiązaniem jakiegoś ważnego dla nas (i uchodźców) problemu, do poszukiwania nowych pomysłów.
Płk Zbigniew Skoczylas, Pełnomocnik Ministra. Alpinista i taternik, komandos, wolontariusz u Matki Teresy w Kalkucie, działacz „Solidarności”, podróżnik, człowiek o olbrzymiej energii i żelaznej woli był szczególnie predestynowany do podejmowania spraw trudnych, do rozwiązywania problemów, przed którymi stawano po raz pierwszy. A uchodźcy niewątpliwie stanowili wówczas taki problem. Byli nieprzewidzianym efektem transformacji, kosztownym i kłopotliwym. Kiedy pod koniec 1990 r. Międzyresortowy Zespół do Spraw Uchodźców z Zagranicy, będący pierwszą reakcją władz i administracji na nowe zjawisko imigracyjne, zdecydował o zakończeniu swojej misji, skierował do Prezydium Rządu dokument, w którym, m.in., proponowano kontynuowanie działań przez trwałą strukturę, utworzoną w tym celu w ówczesnym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Wkrótce Minister utworzył stanowisko Pełnomocnika Ministra do Spraw Uchodźców i powierzył je, zgodnie z rekomendacją Marka Nowickiego, Prezesa Fundacji Helsińskiej, płk. Skoczylasowi.
Pełnomocnik utworzył biuro, wyszukał pracowników tworzących zespół, który dziś byłby zapewne zmorą każdego współczesnego menadżera. Szukał ludzi niemieszczących się, podobnie jak On, w administracyjnych schematach, twórczych, niepokornych, indywidualistów, jednym słowem - „trudnych”. Kogo nie było w tym zespole: potomek rodziny magnackiej obok wieloletniego funkcjonariusza policji, pracownik organizacji pozarządowej obok pracownika socjalnego, chemik, politolog, prawnik, historyk, żołnierz... Nie wiadomo było, czego można się spodziewać i co może okazać się potrzebne w początkach nowej działalności na rzecz cudzoziemców. Każde doświadczenie, nawet nietypowe, mogło więc okazać się bezcenne. Pułkownik nie obawiał się trudnych ludzi, jak mało kto potrafił sobie radzić właśnie w takim środowisku. Prawdopodobnie był wyznawcą zasady, że nie ma złych żołnierzy, są tylko źli dowódcy. Sam był dowódcą doskonałym.
Płk Skoczylas był człowiekiem o cechach szczególnych. Sprawiał wrażenie mężczyzny bardzo silnego i niewątpliwie takim był. Wybuchowy charakter łączył się w nim jednak z zaskakującą wrażliwością, zwłaszcza na sytuacje, w których ktoś doznał krzywdy czy straty. Myślał bardzo szybko i do tej szybkości trzeba było się dostosować. Nie znosił bajdurzenia, krążenia wokół tematu, rozwlekłości - zarówno w mowie, jak i w działaniu.
Stanowił dla nas prawdziwe oparcie. Zawsze wiedzieliśmy, że niezależnie od tego, przed jak bardzo trudnym wyzwaniem stajemy, za nami jest prawdziwa opoka, ktoś, do kogo możemy się odwołać i kto nigdy nie zostawi nas bez pomocy. To poczucie (wielokrotnie sprawdzone) dawało nam poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście zupełnie inną sprawą było to, co działo się w rozmowie sam na sam, gdy Pułkownik doszedł do wniosku, że ktoś z nas popełnił błąd... Nigdy jednak nie krytykował nas jako ludzi, a co najwyżej - nasze działania, a to czyniło istotną różnicę.
Wymagał od nas uczciwości i rzetelności. Mogliśmy zawsze na Nim polegać, ale to działało także i w drugą stronę. W zespole nie było miejsca dla obiboków czy krętaczy. Godziny pracy były pojęciem teoretycznym, praca trwała dopóty, dopóki nie zrealizowano zadań zaplanowanych na dany dzień. Jednocześnie jednak długo „nie przyjmowała się” lista obecności (której podpisywanie usiłowały wymusić kadry), a takie dokumenty jak „rejestr wyjść pracowniczych w godzinach pracy” były nie do pomyślenia. Kiedy przyszedłem do Pułkownika prosić o zgodę na wolny dzień w związku z przygotowaniami mojej pracy doktorskiej, usłyszałem: „Nie zawracaj mi więcej głowy takimi głupotami. To przecież oczywiste, że jak musisz coś załatwić, to nie możesz być jednocześnie w pracy”.
Pod kierunkiem Pułkownika Biuro umacniało się i tworzyło podwaliny dla przyszłego rozwoju systemu migracyjnego. To w Biurze Pełnomocnika dojrzała ostatecznie idea przystąpienia Polski do grupy państw, które ratyfikowały Konwencję Genewską z 1951 r. i Protokołu Nowojorskiego z 1967 r. To tam przygotowywano dokumenty niezbędne dla decydentów podejmujących polityczną decyzję w tej sprawie. Rozwijano zapoczątkowaną wcześniej współpracę z UNHCR i nawiązano pierwsze kontakty z Organizacją do Spraw Migracji. Opracowano pierwszy program integracji uchodźców. Prowadzono prace studyjne nad możliwością wystąpienia masowego niekontrolowanego napływu ze Wschodu (studium „Wielka Fala”), opracowano zasady pozyskiwania potrzebnych obiektów i prowadzenia ośrodków dla uchodźców. Biuro znakomicie „sprawdziło się” w okresie Puczu Janajewa.
Pułkownik Skoczylas utrzymywał, że związany jest z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych umową czasową. Uznał, że wypełnił warunki tej umowy. Pozostawił strukturę, która okazała się trwała i rozwojowa. Pewne wartości, które wówczas wypracowano, zapewniają do dziś bezpieczeństwo konstrukcji rozwijającego się systemu imigracyjnego, pomimo różnych trudności i zagrożeń. Ocena całości systemu zapewne nie mogłaby być jednoznaczna, ale jednak dziś system ów spełnia kryteria prawa Unii Europejskiej, jest elementem systemu szerszego, zjednoczonej Europy, rośnie liczba instytucji zaangażowanych w realizowanie zadań migracyjnych, podnoszony jest poziom usług na rzecz cudzoziemców. Warto pamiętać o początkach, które to umożliwiły, i o Panu Pułkowniku Skoczylasie, który to wszystko rozpoczął.
Po odejściu płk. Skoczylasa „jego” zespół pracowników w miarę upływu lat uległ rozproszeniu. Niewielu z nas do dziś pozostało w strukturach migracyjnych. Zachowaliśmy jednak pamięć o początkach i o naszym „Panu Pułkowniku”.
Płk Zbigniew Skoczylas zmarł 7 maja 2015 r.
Marek Szonert