Czego boi się „stara” Unia, gdy otwiera się na „nową”

Od 1 stycznia 2014 r. obywatele Bułgarii i Rumunii będą mogli bez ograniczeń podejmować zatrudnienie we wszystkich krajach Unii Europejskiej (UE)*. I choć było wiadomo, że nie można utrzymać restrykcji w dostępie do unijnych rynków pracy dłużej niż siedem lat od rozszerzenia UE, to jednak fakt ten przez wielu, zwłaszcza eurosceptycznie nastawioną część społeczeństwa Wielkiej Brytanii, Holandii i Niemiec, jak i część reprezentantów tamtejszych elit politycznych, przyjmowany jest z goryczą i niechęcią. Moment akcesji Bułgarii i Rumunii do UE zbiegł się ze światowym kryzysem gospodarczym - w wielu krajach członkowskich panuje rekordowo wysoki poziom bezrobocia, a pokłosiem tego jest wzrost niechęci wobec imigrantów.

Reprezentanci „starej” Unii obawiają się tzw. turystyki socjalnej z Unii „nowej”. Panuje bowiem powszechne przekonanie, że główną pobudką do zmiany miejsca zamieszkania migrantów z nowych krajów członkowskich, zwłaszcza tych o niskich dochodach, jest raczej chęć korzystania z hojniejszych systemów zabezpieczenia społecznego niż podjęcie lepiej płatnej pracy. Co ciekawe, obawy te pojawiają się głównie w krajach, które pomimo kryzysu charakteryzują się najsilniejszymi gospodarkami we Wspólnocie, tj. we Francji, w Holandii, Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Mniej sceptycznych głosów na ten temat słychać natomiast np. w Hiszpanii, ciężko doświadczonej recesją gospodarczą, w której mieszka już przeszło milion Rumunów.

Okresów przejściowych w dostępie do rynków pracy nie da się już wydłużyć, więc państwa „starej” Unii szukają innych sposobów, by - w swoim mniemaniu - ochronić się przed zalewem imigrantów z najuboższych krajów UE. Przede wszystkim zależy im na ochronie dostępu do świadczeń socjalnych. I tak, premier Wielkiej Brytanii, David Cameron planuje ograniczyć prawa do świadczeń socjalnych dla obywateli krajów UE, którzy według medialnych doniesień - często opartych na stereotypach - zamierzają głównie czerpać z brytyjskiej opieki społecznej. Plany premiera zakładają m.in. ograniczenie dostępu do zasiłków dla bezrobotnych (wniosek o zasiłek najwcześniej będzie można złożyć po trzech miesiącach od przyjazdu, a samo świadczenie zostanie przyznane na okres maksymalnie sześciu miesięcy) czy odmowę przyznania zasiłku rodzinnego, jeżeli dzieci osoby pracującej mieszkają poza Wielką Brytanią.

Tymczasem, jak wskazują wyniki badania opublikowane przez Komisję Europejską, cudzoziemcy są kilkukrotnie mniej skłonni niż obywatele danego kraju do sięgania po wsparcie państwa, przy czym nieaktywni zawodowo migranci wewnętrzni UE stanowią zaledwie od 0,7 do 1 proc. całej populacji UE (2/3 z nich to emeryci i studenci, a dopiero w dalszej kolejności - osoby bierne zawodowo). Jednocześnie obecność przyjezdnych ma zdecydowanie pozytywny wpływ na PKB krajów goszczących**.

Wydaje się, że obecna sytuacja społeczno-ekonomiczna nie tworzy pozytywnego klimatu wokół kwestii otwarcia rynków pracy, a antyimigracyjne nastroje wzrastają i to nie tylko wobec obywateli krajów pozaunijnych, ale także tych, którzy są pełnoprawnymi członkami Wspólnoty. Czyżby zatem kryzys finansowy pokazał, jak kruche są podstawy wspólnego rynku, przynajmniej w wymiarze swobodnego przepływu osób?          

KF

* Kraje, które dotąd utrzymywały restrykcje w dostępie do swoich rynków pracy wobec obywateli Bułgarii i Rumunii, to: Austria, Belgia, Francja, Hiszpania, Holandia, Luksemburg, Malta Niemcy.

** Więcej: Turystyka socjalna to mit.

Opublikowano w numerze: 45 / Grudzień 2013 | Kategoria: Migracje w UE i na świecie