Polacy nie gęsi, czyli praktycznie o Karcie Polaka
29 marca 2008 r. weszła w życie ustawa o Karcie Polaka. Na jej podstawie obywatele byłych republik radzieckich, mający polskie korzenie lub aktywnie działający na rzecz języka i kultury polskiej przez okres minimum trzech lat, mogą ubiegać się o wspomniany dokument. Jest on atrakcyjny nie tylko ze względów symbolicznych, jako poświadczenie przynależności do narodu polskiego, ale też z uwagi na wymiar praktyczny, który objawia się m.in. w zwolnieniu z obowiązku posiadania zezwolenia na pracę czy możliwości podjęcia studiów na takich samych zasadach jak obywatele polscy. Do 12 października br. o dokument starało się już blisko 100 tys. osób, a najwięcej wniosków złożono w konsulatach RP na Ukrainie (45 795) i Białorusi (41 174). Osoba chcąca uzyskać Kartę musi spełnić szereg wymagań, w tym warunek kluczowy - posiadać przynajmniej podstawową znajomość języka polskiego.
Ustawa o Karcie Polaka była pierwszym aktem prawnym dotyczącym cudzoziemców, w którym od aplikującego wymaga się znajomości języka polskiego*. Oceny stopnia znajomości języka, de facto arbitralnie, dokonuje konsul podczas rozmowy. Aby uwzględnić złożony kontekst, wymagane jest, aby urzędnik wziął pod uwagę dwa czynniki. Po pierwsze, czynnik obiektywny, czyli to, czy wnioskodawca miał możliwość się tego języka nauczyć. Inaczej oceniany będzie np. mieszkaniec Lwowa, gdzie nie brakuje sposobności do nauki, a inaczej mieszkaniec małej wsi, w której Polaków mieszka niewielu. I po drugie, czynnik subiektywny, który sprowadza się do oceny stopnia zaangażowania w opanowanie języka. W rezultacie, faktyczny poziom jego znajomości w jednym wypadku może być uznany za wystarczający, w innym już niekoniecznie. Często stosowaną praktyką jest tzw. odesłanie na douczenie czy doszkolenie. Polega to na tym, że wnioskodawca jest odsyłany bez wszczynania procedury z sugestią ponownej próby, gdy tylko lepiej opanuje język. Dotyczy to zwłaszcza pokolenia urodzonego po II wojnie światowej, wśród którego, w porównaniu do pokolenia przedwojennego czy dzisiejszych dwudziestolatków, znajomość języka polskiego jest najsłabsza. Praktyka ta, choć wydaje się rozwiązaniem korzystnym dla wnioskodawców, w wypadku nadużywania może sprawić, że procedura stanie się de facto jednoinstancyjna, ponieważ aplikujący nie otrzymuje decyzji, od której przysługuje mu prawo odwołania się do Rady ds. Polaków na Wschodzie. Ponadto, liczba zarejestrowanych decyzji negatywnych będzie zaniżona w stosunku do liczby osób, które faktycznie odeszły z przysłowiowym kwitkiem. Zatem zwyczaj ten, chociaż wydaje się potrzebny, w nielicznych wypadkach może być dla wnioskodawcy krzywdzący. Na zakończenie warto zauważyć, że obowiązek egzaminu z języka nie obejmuje m.in. małoletnich, którzy otrzymują dokument na podstawie wniosku złożonego przez rodziców go posiadających.
KM
* Obecnie podobny przepis znajduje się w ustawie z 2 kwietnia 2009 r. o obywatelstwie polskim, a także ma się znaleźć w nowej ustawie o cudzoziemcach.