„Nielegalni” migranci nie wylecą do Polski?
2 616 dni, tysiące godzin uzgodnień między trzema ministerstwami i sprawa przed Trybunałem Sprawiedliwości UE - tyle kosztowało Polskę transponowanie do polskiego porządku prawnego Dyrektywy 2004/82/WE, zwanej powszechnie Dyrektywą API (Advanced Passenger Information). Przyjęta po ataku terrorystycznym w Madrycie w 2004 r. Dyrektywa nakłada na przewoźników lotniczych obowiązek przekazywania służbom granicznym - po odprawie, ale przed startem samolotu - danych pasażerów przylatujących spoza UE. Ma to pomóc wyłonić nieuprawnionych w rzeczywistości do podróży pasażerów już w kraju wylotu. Ujawnienie potencjalnych nieudokumentowanych imigrantów jeszcze przed wylotem pozwoliłoby na uniknięcie kosztów wydalania czy zawracania cudzoziemców.
Pojawia się pytanie, czy migranci chcący nielegalnie dotrzeć do Polski wybiorą podróż jednym z zaledwie 18 bezpośrednich połączeń lotniczych między Polską a krajami spoza UE (w tym cztery połączenia z Ukrainą i cztery z USA). Statystyki Straży Granicznej wskazują, że w 2010 r. tylko 2,5 proc. niewpuszczonych do Polski pasażerów próbowało przekroczyć granicę drogą lotniczą, podczas gdy ponad 97 proc. - granicę lądową. Mimo że Dyrektywa dopuszcza objęcie obowiązkiem przekazywania danych pasażerów również innych przewoźników (np. kolejowych), polski ustawodawca tego nie przewidział. Czy stosowanie Dyrektywy API może być skuteczne, jeśli komendant placówki SG, właściwej ze względu na miejsce przekraczania granicy, nie tylko będzie musiał najpierw zawnioskować do odpowiedniego przewoźnika o przekazanie danych, a potem manualnie sprawdzać nazwiska na listach przysłanych telefaksem czy „w inny uzgodniony sposób” z zawartością poszczególnych baz danych? Czy w takiej formie Dyrektywa nie pozostanie jedynie „kosztownym” (koszt wdrożenia szacowany jest na ponad pół mln zł) bublem prawnym?
AM